sobota, 8 marca 2014

IV

Super, tej małolaty tu jeszcze brakowało.
-Mój Boże Madison! Gdzieś ty była? 
Podeszła do brunetki mocno ją ściskając. Zniknęła jej na kilka minut, a ta cała Kelsey przeżywa jakbyśmy ją co najmniej zgwałcili. Dla Justina ta sytuacja nie była szczególnie krępująca. Wręcz się tym nie przejął, że laska, którą rozdziewiczył  i którą ja musiałam spławić stoi przed nim. W sumie był zbyt napchany tym czym mu dali jego wspaniali koledzy, żeby ogarnąć cokolwiek wokół niego.
-O cześć Chanel  patrzyła to na mnie to na Jusa. Całkowicie się zmieszała. 
Z klubu zaczął wychodzić tłum jak na zawołanie. Wszyscy zaczęli panikować i szybko wsiadać do aut. Wstałam, aby się rozejrzeć lecz nie miałam pojęcia co się mogło stać. Podbiegłam bliżej klubu, mając nadzieję zobaczyć kogoś znajomego, który wyjaśni co się dzieję. Niestety każdy martwił się o swój tyłek.
-Chowajcie się, gliny jadą!
Usłyszałam za sobą. Świetnie. Jest tu mnóstwo dilerów i nieletnich pod wpływem alkoholu czy dragów. Policja często zgarnia tu niezłe "nagrody". Mnie i Justinowi został jeszcze rok do amerykańskiej pełnoletności. Przepychałam się między ludźmi, aby dostać się do chłopaka. Niestety na miejscu były tylko Madison, Kelsey i jakaś inna dziewczyna. 
-Gdzie do cholery jest Justin?- zapytałam prawie na nie krzycząc.
-Powiedział, że nie będzie tak tu siedział- powiedziała Maddie, która wygląda jakby miała za chwilę się rozryczeć. Chciałam jak najszybciej iść szukać Justina, ale nie miałam serca zostawić tych małolat na pastwę losu. 
-Ok, macie klucze do naszego samochodu. Kelsey wiesz, który to?
-Tak, pamiętam.
-Ja idę szukać Justina, odjedźcie kilka ulic od klubu. Macie moją komórkę jak znajdę Justina zadzwonię od niego i powiem wam co dalej. 
Dałam im swój telefon i klucze. Pobiegłam w stronę parkingu licząc, że Justin nie odszedł daleko.


***

Szybko znalazłyśmy samochód Justina. Amanda usiadła za kierownicą. Czułam jak cała się trzęsę. Wyłapałyśmy z krzyków ludzi, że jedzie tu policja. Jeszcze mi tego brakowało, żeby rodzice znaleźli mnie na posterunku za bycie w jakimś klubie i bycie pod wpływem alkoholu. Ściskałam mocno telefon Chanel, która też jest Bóg wie gdzie. Jak to możliwe, że wpakowałam się w jakieś gówno z okazji moich urodzin?
Kiedy byłyśmy na tyle daleko od klubu, aby nikt nas nie złapał, Amanda zaparkowała w jakiejś uliczce, gdzie z łatwością mogli nas zamordować.  sama już nie wiem co gorsze. Chcę tylko wrócić do domu i zapomnieć, że dałam się namówić na głupi pomysł dziewczyn. Przez moją głowę przewijały się najgorsze scenariusze. Miałam przed oczami najróżniejsze sposoby zabicia człowieka. 
Kiedy telefon chanel zaczął wibrować, aż podskoczyłam na miejscu. Na wyświetlaczu pojawiło się imię Justin. 
-Gdzie jesteście? - usłyszałam po drugiej stronie jak tylko nacisnęłam zieloną słuchawkę. 
-Nie jesteśmy do końca pewne. Ale dość blisko klubu. 
-Opiszcie co widzicie.
-Stoimy w jakiejś małej uliczce między budynkami. Jeden z nich to chyba bar...
-Będziemy za kilka minut.
Tak po prostu się rozłączyła. 

***

-Nic mu nie będzie?
Wyszłam z pokoju Justina, którego położyłam spać jak małe dziecko. Tak, włącznie z rozbieraniem go. 
-Jest okay.
Zawsze tak mówiłam. Nawet do siebie. Mimo, ze to nie pierwszy raz, ani ostatni. Zawsze jednak się boję, że ten idiota skończy w szpitalu lub gorzej. 
-Jesteś pewna, że możemy tu zostać? - ciągłe pytania Madison zaczęły mnie irytować. 
-Tak. Ja położę się u Justina, a wy śpijcie u mnie. 
Poszłam do łazienki. Nie czułam się jakoś bardzo zmęczona, ponieważ impreza skończyła się o wiele wcześniej niż zawsze. Przebrałam się w dresy i zwolniłam łazienkę. 
Kiedy dziewczyny po kolei brały prysznice ja ciągle zaglądałam do Justina. Często zachowuje się jak przewrażliwiona matka kiedy on coś bierze. Mimo, że ciągle mi mówi, że jest okay i nic mu nie będzie. 
Usiadłam na łóżku obok leżącego chłopaka. Wyglądał tak spokojnie kiedy Bóg wie co działo się w jego organizmie. 
Wsunęłam się pod kołdrę i przybliżyłam do jego ciepłego ciała. Nie czułam zmęczenia więc pewnie szybko nie zasnę. Dziewczyny chyba też położyły się spać, bo nie słyszałam żadnych rozmów, a mamy cienkie ściany więc słyszałabym wszystko.
Ciągle przewracałam się z boku na bok. Nudziłam się. Sięgnęłam po telefon. Wyświetliła się godzina 3.15. Justin spał spokojnie dlatego też wstałam i poszłam do kuchni. 
-Mam niewygodne łóżko?
Dziewczyna aż podskoczyła na swoim miejscu. Okazało się to Madison. 
-Nie chciałam cię wystraszyć- dodałam otwierając lodówkę.
-Nie nic się nie stało. Jakoś nie mogę usnąć.
-Nie ty jedna.Mleka?- zapytałam pokazując na karton stojący w lodówce.
-Poproszę.
Wyjęłam mleko i dwie szklanki z szafki. Usiadłam na przeciwko brunetki.
-Z Justinem jest okay?
-Tak śpi jak zabity. 
-Często tak jest?
-Co masz na myśli?
-To, że musisz się nim opiekować kiedy on...-słowa wychodziły z niej jakby bała się zadać takie typu pytanie. Najwidoczniej nigdy nie miała styczności z narkotykami.
-Kiedy bierze? W sumie nawet nie muszę. Sam Justin mówi, że niepotrzebnie się martwię. Ale nigdy nie wiadomo co oni jeszcze dorzucają do tych prochów.
-Nie możesz mu powiedzieć, aby przestał?
-Próbowałam, ale wtedy się wkurzył i powtarzał, że to jego sprawa. Gdyby nie fakt, że mam tylko jego pewnie dawno bym odpuściła.
Madison spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Widocznie nie rozumiała jak to jest być samym i mieć tylko jedną osobę dzięki, której jeszcze dajesz radę. 
-Długa historia. Nie warta wspominania. Po prostu ja i on jesteśmy zdani na siebie.
-Dobrze to o tobie świadczy kiedy się tak nim opiekujesz. Ale jeśli mu zależy tak samo jak tobie to nie powinien ci robić takich rzeczy. Bóg wie co może się zdarzyć, bo narkotyki to nie zabawa. 
-Gdyby tylko on to zrozumiał.

***
Jedyne co udało mi się napisać. Mam blokadę twórczą czy coś. W przyszłym tygodniu nie będzie rozdziału, ponieważ jadę na weekend do babci. Nawet Was nie proszę o komentarze do rozdziału, bo jest kiepski, krótki i najchętniej bym coś dopisała, ale nie chciałam Was zostawiać znowu z niczym w tę sobote. Przepraszam za długą nieobecność ale miesiąc bez internetu+blokada.
Mam do Was prośbę tylko, abyście zostawili nicki do twittera. Zgubiłam gdzieś notes z nimi i nie wiem kogo powiadomić o nowych rozdziałach. W tygodniu też biorę się za czytanie Waszych blogów więc jesli macie coś jeszcze od siebie to zostawiajcie w zakładce POLECANE. Jeszcze raz przepraszam i do następnego. 


sobota, 11 stycznia 2014

III

Przez ostatnie parę minut mój wzrok był skupiony na tym kawałku plastiku, który miał być moją przepustką do klubu. Nadal uważałam, że to nie najlepszy pomysł, ale już nie mogłam się wycofać. Bella nie przestawała gadać o tym jak będzie fajnie. Idą z nami jeszcze dwie dziewczyny .Kelsey, która twierdzi, że jej przeszło po ostatniej nocy i zaczęła miło ją wspominać jak i dupka, który odebrał jej cnotę. I Amanda dzięki, której mamy te fałszywe dowody.
Szczerze skręcało mi żołądek kiedy o tym myślałam. Miałam przeczucie, że źle się to skończy. Nawet nie wiem czy bardziej obawiałam się o to, że ktoś mógłby mnie tam zgwałcić czy, że moi rodzice mogą się dowiedzieć. Wybrałam strój, którym mam nadzieje nie będę zwracać na siebie uwagi. Oczywiście dziewczęta zakładały sukienki. Ja jednak wolałam się czuć bezpieczniej w tym.
-Proszę- powiedziałam słysząc pukanie do drzwi. W ostatniej chwili wsunęłam dowód do kieszeni jeansów.
-O której tata ma cię odwieźć do Amandy? - zapytała mama. Czułam się gorzej niż źle przez to, że ją okłamywałam.
-Myślę, że tak koło osiemnastej będzie ok.
-Dobrze, przekaże mu. Idziemy z twoim tatą na kolacje do Andersonów więc nie będziemy cię zamęczać telefonami. Tylko zadzwoń rano, abyśmy po ciebie podjechali. Nie chcę, żebyś narzucała się mamie Amandy.
-Oczywiście, mamuś.
Myślę, że Bóg nade mną czuwa. Byłam wolna od telefonów rodziców na ten wieczór. To nawet nie brzmi realnie. Znaczy długo pracowałam nad ich zaufaniem, ale nie wydawało się nigdy, że kiedyś po prostu odpuszczą kontrolowanie mnie kiedy jestem poza domem.
Na sam spód torby schowałam ubrania do klubu, potem już tylko piżamy, kosmetyki itp.

***
-Hej Queen B, gotowa do wyjścia?
Usłyszałam Justina za sobą. Śmiał przerwać moje małe show kiedy szykowałam się na imprezę. Od dobrej godziny z naszego mieszkania nie dało się usłyszeć nic innego od Drunk in Love w wykonaniu Beyonce, Jay-Z i mnie.
-Daj mi pięć minut i możemy iść.
Przejechałam dłońmi po moich wyprostowanych włosach i upewniłam się, że mój makijaż jest nienaruszony. Założyłam na siebie narzutkę w kwiaty. Uśmiechnęłam się sama do siebie patrząc na moje odbicie w lustrze.
W drodze do klubu Justin puścił najgłośniej jak się da jedną z piosenek Kanye West'a , którego próbował naśladować z marnym skutkiem. Razem z piosenką i marnym rapem Justina skończyła się nasza droga do klubu. Nie był on daleko od naszego osiedla i Biebs jeździł jak zawsze o wiele szybciej niż to dozwolone.
Zaparkował z piskiem opon na jednym z niewielu już wolnych miejsc na parkingu. Kiedy ja odpinałam pas, mój przyjaciel zdążył już wysiąść, otworzyć mi drzwi i podać mi rękę. Kiedyś mi powiedział, że będzie traktować mnie jak księżniczkę i nie żartował. Ja nie narzekałam. Szczególnie w takich miejscach. Bawiło mnie to jak te wszystkie laski tu patrzyły na nas jak wygłodniałe lwice. Wydrapałyby mi oczy i wyrzuciły gdzieś na bok tylko, żeby mieć Justina dla siebie chociaż na jeden wieczór. A szansa była jak jedna na sto. Dobrze nas tu znali. Justin na pewno obwinie sobie jedną z nich wokół palca i skończą co zaczęli w naszym mieszkaniu. A jak Jus nie będzie w nastroju to przeleci ją w dwadzieścia minut na tyłach jego samochodu. Najdziwniejsze jest to, że wiedza dobrze jak kończy się takie spotkanie z Bieberem( czyli niczym) a i tak mogłyby pobić się o miejsce w jego łóżku.

***
Stałyśmy sobie grzecznie na parkingu czekając na nie wiem co. Amanda i Kelsey mówiły, żebyśmy się teraz nie wpychały i poczekały, aż kolejka się zmniejszy. Tu było multum ludzi i ta kolejka prawdopodobnie nie zmniejszy się przez następne stulecia.
Usłyszałyśmy pisk opon i od razu popatrzyłyśmy w tamtą stronę. Z samochodu wyszedł najprzystojniejszy chłopak jaki świat kiedykolwiek widział. Jego włosy były idealnie ułożone. Gdyby nie to, że spod podciągniętego rękawa bluzy były widoczne tatuaże, które pokrywały całe przedramię mogłabym przysiąść, że wygląda jak zwykły chłopak z sąsiedztwa.
Mój zachwyt zniknął tak szybko jak otworzył drzwi od strony pasażera, a z samochodu wyszła dziewczyna, której żadna inna nie mogła dorównać. Szli sobie razem roześmiani, a ja tylko marzyłam, żeby tak wyglądać i mieć takie towarzystwo.
-O mój Boże- usłyszałam za sobą głos Kels, który przywołał mnie do rzeczywistości- To on.
-Jaki on?- zapytała Bella poprawiając sobie sukienkę.
-To z nim zrobiłam TO- mówiąc to zrobiła w powietrzu cudzysłów. Jakbyśmy miały się nie domyśleć o co chodzi. Przez chwilę jej nawet zazdrościłam.
-Jak widać ma niezłą sztukę przy swoim boku- powiedziała zmierzając dziewczynę od góry do dołu. Tak przy okazji, Amanda jest biseksualna i czasem nawet ciągnie ją bardziej do dziewczyn niż nawet chłopaków.
-Ona? Coś ty. To jego współlokatorka, najlepsza przyjaciółka. Był pijany i zanim zaciągnął mnie do łózka udało nam się w sumie porozmawiać. W sumie nie potrafił przestać o niej gadać.
-Dziewczęta ja najchętniej wzięłabym ich oboje do łóżka za jednym razem. Przysięgam jest mi gorąco na same patrzenie więc nie stójmy tak- powiedziała kierując się w stronę klubu. Posłusznie poszłyśmy za nią .Byłam trochę zniesmaczona jej słowami. Nie byłam homofobem czy czymś podobnym, ale nie mogłam sobie wyobrazić na przykład mnie całującą dziewczynę. Nigdy w życiu.
Po długim czekaniu w kolejce udało nam się w końcu dostać do środka. Muzyka była ogłuszająca, a temperatura niewiarygodnie wysoka. Weszłyśmy po schodach na górę, aby znaleźć jakieś miejsce zwane "lożą" , gdzie miałyśmy mieć miejsca do siedzenia i stolik. Miałyśmy szczęście znajdując jedną i ostatnia. Kiedy się rozsiadłyśmy, Amanda od razu gdzieś zniknęła. Popatrzyłam na ludzi tańczących na dole. Cóż mówiąc tańczących mam bardziej na myśli ocierających się o siebie jak niewyżyte seksualnie zwierzęta. Modliłam się, żeby nikt nie poprosił mnie do tańca.
-Wszystkiego najlepszego!- spojrzałam w górę i zobaczyłam Amande z drinkami. Ona zwariowała. Usiadła obok mnie i postawiła przede mną szklankę z podejrzanym napojem. To chyba będą tragiczne urodziny. Kels i Bella za to miały uśmiechy od ucha do ucha i szybko upiły swoich drinków przez słomkę.
-Dobra nie siedźmy tak dziewczyny!
Bella poderwała się z miejsca i oczekiwała od nas tego samego. Ruszyłyśmy w stronę parkietu. Błagałam Boga, aby żadna z ich nie zostawiła mnie samej nawet na sekundę. Przeciskałyśmy się przez ludzi, aby nie być "na samym wierzchu".
***
Byłyśmy na parkiecie już pewnie ponad godzinę. Nie było tak źle. Zaczęłam się serio dobrze bawić. Faceci woleli dziewczyny, której miały chociaż o połowę mniej ubrań niż ja więc nie zostałam porwana przez żadnego samca. Nagle moją uwagę przykuła para wieczoru. Tak mówiłam o tym przystojniaku i tej pięknej dziewczynie. Wskoczyli razem z innymi ludźmi na kanapy pod ścianą i zaczęli tańczyć i wykrzykiwać słowa piosenki. Jego ręce błądziły po jej ciele kiedy ona ruszała biodrami niczym Rihanna tuż pry jego ciele. Skoro są tylko współlokatorami to nie chcę wiedzieć co robią kiedy są sami. Tyle, że oni akurat wyglądali seksownie, a nie tak jakby mieli za chwilę się tu dosłownie pieprzyć. Chciałam skupić się na tańczeniu czy czymkolwiek innym, ale nie dało się od nich oderwać wzroku. Poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię. Odwróciłam się będąc pewna, że to moja koleżanka. Jednak ujrzałam umięśnionego mężczyznę.
-Zatańczymy ślicznotko?
Miał głęboki głos, który sprawił, że przez moje ciało przeszły ciarki. W mojej głowie pojawiały się obrazy wydarzeń, które nie mają prawa się zdarzyć.
-Nie, dziękuję- powiedziałam lekko uśmiechając się do faceta. Jednak ten złapał mnie ponownie za ramię, ale mocniej. Myślałam, ze zostanie mi tam siniak.
-Nie lubię kiedy takie laleczki mi odmawiają.
Jego ręce były nagle na całym moim ciele, a ja byłam bliska płaczu. Próbowałam się wyrwać, ale na nic. Gdybym zaczęła krzyczeć nawet nikt by się nie obrócił.
-Zaraz będziesz bardziej chętna- przybliżył swoje biodra do moich. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Wiem jestem panikarą, ale on zdawał się być niebezpieczny zwłaszcza po tym jak zmuszał mnie do tańca z nim.
-Zdaję się, że ta ślicznotka odmówiła ci tańca- usłyszałam za sobą głos wcale nie łagodniejszy, ale cieszyłam się, że pojawił się jakiś wybawca.
-Nie wpierdalaj się dzieciaku, znajdź sobie inną suczkę- powiedział mój "partner do tańca". Poczułam jak ktoś odpycha mnie na bok, a chłopak rzucił się na tego dryblasa.
-Justin do cholery!- za mną pojawiła się ta piękna dziewczyna. Przyjrzałam się chłopakowi, który okładał pięściami tego niemiłego pana. Cholercia, to ciacho właśnie uratowało mi tyłek. Próbowała dostać się do tej walczącej dwójki z marnym skutkiem. Kilku ludzi zaczęło zbierać się wokół tej bójki i kibicować zamiast ich odciągnąć. Świetnie, a miałam nie zwracać na siebie uwagi.
Przeciwnik jak się dowiedziałam- Justina poddał się i uciekł gdzieś w kąt. Dziewczyna wyprowadziła mojego wybawcę nie dając mi nawet możliwości podziękowania mu.
Zostałam teraz zupełnie sama, bo zgubiłam w tym wszystkim dziewczyny. Gdybym nie podziwiała widoków spod ściany nic nikomu by się nie stało. Jestem beznadziejna.
Wyszłam z klubu, aby pooddychać świeżym powietrzem. Mój telefon się rozdzwonił jak tylko opuściłam to miejsce.
-Gdzie ty jesteś Madison!- usłyszałam głos Belli. Uspokoiłam się na chwile.
-Jestem przed klubem, możecie tu przyjść?
Nic nie odpowiedziała, po prostu się rozłączyła co miałam nadzieje znaczyło "tak".
***
Udało mi się wyprowadzić Jusa z klubu. Ciągle przeklinał pod nosem i mówił, że zabije tego drania. Co mu odbiło? Nigdy nie obchodzą go jakieś laski w tarapatach. Zmusiłam go aby na mnie spojrzał. Jego oczy były czerwone. Świetnie. Jak zwykle coś brał. Lewe oko zaczynało sinieć. nieźle musiał mu tu przylać.
-Jak się czujesz? - zapytałam kiedy usiedliśmy na krawężniku. Mogliby zainwestować w cholerne ławki obok klubu.
-Powinienem mu bardziej przylać.
-Co ci w ogóle przyszło do głowy, aby wdać się w bójkę Bieber?
-Żadna pani nie powinna być tak traktowana!
Nie było wątpliwości, ze coś brał. On się tak nie zachowuje. Postanowiłam już nic się nie odzywać i poczekać, aż chociaż alkohol z niego wyparuje czy coś.
-Cześć.
Ledwo słyszalne "cześć" sprawiło, że oboje spojrzeliśmy w górę. Stała tam dziewczyna, którą Justin postanowił nagle uratować.
-Chciałam podziękować za to co zrobiłeś. Chociaż nie musiałeś. Nie wiem co powiedzieć bo pierwszy raz coś się takiego zdarzyło. I nie jestem dobra w podziękowaniach najwidoczniej.
Justin uważnie jej się przyglądał. Nie wyglądała na kogoś kto chodzi do klubu.
-Nie ma za co. Ważne, że nic ci nie zrobił- wysłała jej najlepszy uśmiech Justina Biebera jaki mógł- Jestem Justin.
Podał jej rękę, która niepewnie uścisnęła. Ledwo przez gardło przeszło jej imię Madison.
-Jesteś tu sama?- zapytałam wstając, aby Madison poczuła się bardziej komfortowo.
-Nie z koleżankami, ale gdzieś je zgubiłam.
-Och. Jestem Chanel tka pry okazji.
Uśmiechnęła się do mnie mimo, że była wystraszona. Co taka dziewczyna robiła w takim klubie to nie mam pojęcia. Poczułam, że Justin lekko szarpnął moje spodenki.
-Czy Madison może iść z nami do domu? - zapytał jak dziecko proszące o zabawkę w sklepie.
-Nie Justin, ona wraca do domu i my też. Za dużo wrażeń jak na jedną noc.
-MADISON!
Spojrzeliśmy w stronę piskliwego głosu, który szukał naszej nowej koleżanki. Super, tej małolaty tu jeszcze brakowało.